Cieszę, że prezes mBanku Cezary Stypułkowski potwierdził w końcu to, czego domyślałem się od wielu miesięcy, że "[w] sumie od lat ekonomiczny wynik na portfelu frankowym jest u nas [w mBank] ujemny."
Niestety muszę zmartwić Pana Prezesa. Bez podjęcia przez mBank realnych działań mających na celu rozwiązanie problemu posiadanego portfela kredytów "frankowych", ta strata się powiększy. I to znacznie.
Biorąc pod uwagę, że większość pożyczek związanych z CHF zostało mBankowi udzielonych przez Commerzbank, będącego równocześnie większościowym akcjonariuszem mBanku, nasuwa się pytanie: ile jeszcze wytrzyma Commerzbank?
W przeciwieństwie do mBanku, Commerzbank cały czas zarabia na udzielonych przez siebie pożyczkach "frankowych" dla mBanku. Równocześnie jednak traci na posiadanym pakiecie akcji mBanku. W ciągu roku, spadek wartości akcji mBanku zbliżył się do 30%. Istotnym powodem spadków, jest nierozwiązany problem kredytów "frankowych". Rozwiązanie ustawowe, jeżeli nie zadowoli kredytobiorców, nie zakończy toczących się postępowań sądowych.
***
Nie jestem zacietrzewionym kredytobiorcą "frankowym". Z wieloma argumentami przedstawionymi przez Prezesa Stypułkowskiego (lub jego ghost writera z agencji PR) muszę się zgodzić. Tym bardziej że spędziłem sporo czasu analizując m.in. dane finansowe mBanku.
Problem z umowami "frankowymi" (w mBanku: "waloryzowanymi") sprowadza się jednak m.in. do błędów w konstrukcji umów, które mBank oferował.
Prezes Stypułkowski pisze:
"Przede wszystkim wyjaśnijmy, że o legalności prowadzonej działalności nie decyduje to, że jest ona opisana w ustawach i nimi wyraźnie dopuszczona, ale to, że nie jest zabroniona. Jeżeli regulator chce czegoś zabronić lub ograniczyć krąg podmiotów, którym wolno daną działalność wykonywać, to wprowadza stosowne zakazy lub koncesje."
Działalność bankowa jest koncesjonowana. Kredyt bankowy został precyzyjnie zdefiniowany w art. 69 Prawa Bankowego (wersja przed 2011 rokiem). Umowa kredytowa musi dokładnie wypełniać zawarte w prawie warunki.
Zmiana umowy nazwanej, wykonywanej przez koncesjonowany podmiot jakim jest bank, jest możliwa wyłącznie w takim zakresie, w jakim nie zmienia ona natury stosunku. Naturą kredytu jest płatne udostępnienie przez bank określonej kwoty pieniędzy za wynagrodzeniem.
Kredyty "waloryzowane" oferowane przez mBank jednoznacznie określają wielkość udostępnianych środków, tj. kwotę kredyt. To ta kwota, zgodnie z Prawem Bankowym, ma zostać przez kredytobiorcę zwrócona bankowi. Kwota kredytu w umowach "waloryzowanych" mBanku została jednoznacznie określona w polskim złotym (PLN).
Gdyby pomimo jednoznacznego określenia w umowie kwoty kredytu w PLN, istniały jakieś wątpliwości co do wielkości kwoty kredytu, warto spojrzeć na pobraną przez mBank prowizję od uruchomienia kredytu. Prowizja ta jest naliczana od kwoty kredytu.
Wielkość pobranej prowizji można sprawdzić w wyciągu z rachunku kredytowego. Pobrana przez mBank prowizja wynosi dokładnie x% od określonej w umowie kwoty kredytu PLN. Nie jest to x% od najpierw "zwaloryzowanej" kwoty wyrażonej w CHF, a następnie ponownie przeliczonej na PLN z zastosowaniem kursów z tabel bankowych, ale dokładnie wielkość wynikająca z kwoty kredytu PLN określonej w umowie kredytowej.
Zgodnie z Prawem Bankowym, kredytobiorca jest zobowiązany do zwrotu bankowi wykorzystanej kwoty kredytu (powiększonej o oprocentowanie). Zgadzam się, z Prezesem, że to kredytobiorca potrzebował złotówki, więc mBank nie dał mu franków, z którymi musiałby lecieć do kantoru, zamienić je na PLN i dopiero wtedy zapłacić za dom czy mieszkanie. Kredytobiorca otrzymał od banku dokładnie kwotę kredytu PLN określoną w umowie i z tej kwoty skorzystał. Ponieważ "waloryzacja" nastąpiła w momencie udostępnienia kredytu, wyrażona w PLN wartość "zwaloryzowanych" środków w CHF już na początku umowy była o kilka procent wyższa niż wartość kredytu PLN. Ale kredytobiorca korzystał z kwoty kredytu PLN, a nie z kwoty "zwaloryzowanej".
Złożony na początku kwietnia br. pozew zbiorowy przeciwko mBank zawiera więcej argumentów świadczących o tym, że umowy "waloryzowane" mBanku są z powodu zawartych w nich błędów nieważne.
***
Chciałbym się jeszcze krótko odnieść do drugiego fragmentu wypowiedzi Prezesa Stypułkowskiego:
"Kredyty wypłacane w złotych i zawierające klauzulę waloryzacyjną opartą o kurs wybranej waluty obcej to nic nowego, stosowane były w obrocie gospodarczym na długo zanim zaczęto udzielać kredytów frankowych. Podstawą prawną ich funkcjonowania jest zasada swobody umów określona w kodeksie cywilnym.
Istotą kredytów z klauzulą waloryzacyjną jest to, że są one wypłacane w złotych. Wynika to najczęściej z natury transakcji zawieranej między kredytobiorcą a jego kontrahentem. W przypadku nieruchomości mieszkaniowych sprzedawca zawsze chciał otrzymać zapłatę w złotych. "
Umowy kredytowe można z grubsza podzielić na trzy klasy:
1. złotówkowe
2. dewizowe / denominowane
3. waloryzowane / indeksowane
Zanim rozpoczął się "frankowy szał", stosowane były przede wszystkim dwa pierwsze rodzaje umów, czyli albo złotówkowe albo dewizowe. Pod kątem przywołanego cytatu, interesujące są dla nas głównie umowy dewizowe / denominowane.
Kwota kredytu w umowach dewizowych / denominowanych jest jednoznacznie określona w walucie. Bank dla wygody kredytobiorcy może dokonać wypłaty kwoty kredytu w polskim złotym, z zastosowaniem swoich tabel kursowych. Podobnie może przyjmować od kredytobiorcy spłaty rat w polskim złotym i przeliczać je na potrzeby kredytu na walutę.
Umowy "waloryzowane" mBanku nie są jednak umowami dewizowymi / denominowanymi. Kwota kredytu w tych umowach została jednoznacznie określona w PLN. Są to zatem umowy złotówkowe.
Ponieważ nikt nie powinien uważać się za nieomylnego, bardzo bym prosił o przesłanie umowy indeksowanej lub waloryzowanej sprzed 2000 roku (albo nawet sprzed 2002 r., kiedy zniesiona została zasada walutowości). mBank posiada mój email :)
***
UPDATE 2016-06-09
Prezes Stypułkowski odpowiada internautom, internauci nie do końca zgadzają się z prezesem.
UPDATE 2016-06-02
Na stronach stowarzyszenia "Stop Bankowemu Bezprawiu" został wczoraj opublikowany tekst Tomasza Nowaka będący szczegółową analizą tez stawianych przez Prezesa Stypułkowskiego - zachęcam do lektury!
***
Mimo, że - jak napisałem wcześniej - umowy "waloryzowane" mBanku powinny być uznane za nieważne, widzę pewne pole do kompromisu. Kompromis ma to do siebie, że jego uczestnicy nie do końca są z niego zadowoleni. Ale może warto w końcu zacząć poważnie rozmawiać, zanim sytuacja zrobi się nieodwracalna?
***
Post powstał w odpowiedzi na artykuł "Franki - odpowiedź bankowca", opublikowany w RzP 2016-05-30
Nie wiem jak inne banki, ale mBank nie księguje spreadu jako dochód z kredytów, ale jako dochód z operacji walutowych, których (bezpośrednio powiązanych z konkretnymi kredytami) faktycznie nie przeprowadza (bo przeliczanie PLN na CHF i odwrotnie to operacja techniczna do zrobienia w excelu, na dodatek w oparciu o tabelę kursową całkowicie i dowolnie ustalanej przez mBank. Jeśli policzyć oprocentowanie kredytu (waloryzowanego kursem CHF) udzielonego w PLN, to w ciągu 10 lat spłaty (od 2006 r.) wychodzi średnio 6,5% miesięcznie z tendencją rosnącą (tak jest u mnie). W ostatniej racie kapitałowo-odsetkowej (maj 2016) odsetki stanowią już nieco ponad 16% pozostałego do spłaty kapitału w PLN. A jeszcze sporo lat spłacania zostało...
OdpowiedzUsuńPan Prezes "idzie w zaparte" jak zwykły kryminalista, a nie szef poważnej (przynajmniej tak się nam wcześniej wydawało) instytucji.
Mając w pamięci "Burzliwy żywot najmłodszego prezesa" w tym karierę w banku JP Morgan (na stanowisku dyrektora na Europę Wschodnią), znanym w Polsce głównie z manipulacji LIBORem, jakoś mnie to nie dziwi.
Co do wypłaty kredytu w zł na prośbę kredytobiorcy. Na początku zeszłego roku, na spotkaniu frankowiczów, wypowiadała się Pani, która kupowała mieszkanie w Niemczech i zależało jej na wypłacie w CHF. Bank odmówił. Ciekawe dlaczego?
OdpowiedzUsuń